piątek, 18 czerwca 2010

Wiosna miłosna

Księdzusiu kochany, jak ja dziś kocham wszystkich uduchowionych. I duchownych. I duchy dobrych zmarłych... Byłam obejmować brzozy i buki, słuchałam padalca przechadzającego się w trawie. Przyszło to moje miłowanie świata, spóźnione, ale przyszło. Bogu dzięki...
Ach... wiosna kapryśna i wylewna. W prawej półkuli zakwitły mi maki - czerwone i zachłanne, nietrwałe i łagodne... Chabry mi zarastają nieużytki duszy, ciężki i ciepły deszcz opada na włosy...
Liryka mnie dziś uwodzi, poezja z której nie masz chleba, ni dolara...
I w tej miłości przychodzą, jak to u mnie, pytania dziwne i pewnie niestosowne... Ale, niech ksiądz sam powie - jakiż ten papież niemiecki jest kochający?! Kocha zboczeńców na swoim, proszę wybaczyć, łonie. Wybacza im w majestacie, wita, zachęca do dawnych zwyczajów... Jaka to przedziwna dla mnie, małej i nierozumnej, trawestacja opowieści o marnotrawnym?!
A ksiądz teologię studiował, to mi ksiądz - z łaski pańskiej - wytłumaczy...
Czy to syn boży i kiedy dał wzór zrozumienia dla bez wzajemności penetracji, dla uległości wobec starszyzny plemiennej?! Bo ja, ogłupiona tą wiosną, nie mogę się skupić...
Ament.

2 komentarze:

  1. ...ten deszcz, ciepły i ciężki, mi tylko w duszy zagrał...
    bo i na mnie padał, jak się zawziąłem samochód po nocy umyć...
    a teologia przebaczenia swoim to prosta jest - "jest swój, to mu przebacz"

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli sobie coś wybaczysz, to i innym chyba potrafisz.

    OdpowiedzUsuń