niedziela, 27 czerwca 2010

Kusa pokusa, ukryty grzech

Księże dobrodzieju, zostałam dziś napadnięta i wyzwana od najgorszych. Tuż obok kościoła, na ulicy Fejsbukowej, tam gdzie wystają żebracy, sprzedawcy i somnambulicy.
Płakać mi się chce, bo już nie wiem, jaka mam być, żeby nie budzić wśród samców złych instynktów.
Dawniej, kiedy ciało obnosiłam w skąpych ubraniach, malowałam się i uśmiechałam - nie widzieli pod atrakcją cielesną mojej słodkiej duszy i zgrabnego umysłu. Ja im przemowy, prezentacje, fantastyczne strategie a oni tylko: jak Pani dziś korzystnie wygląda!
Gdy natomiast ksiądz poradził, bym założyła ten uroczy czador i ujawniała istotę tylko za pośrednictwem strony www - nagle: a kim jesteś, o tajemnicza i intrygująca mózgowo istoto? Szafują wyznaniami, telefonami, czynią propozycje.
A gdy im grzecznie odmawiam dostępu do danych osobowych - jakby się wściekli - obrażają, przeklinają i zabierają się do zdzierania szat.
Przecież to jeszcze gorsze od tych komplementów na temat piersi!
Ksiądz jest facet, to proszę mi w żołnierskich słowach wyjaśnić o co cho. Bo nie wyjdę!
Jak to ksiądz się nie zna? Ja przepraszam, ale z księdza jest dupa nie chłop.
To powiem, co myślę: w tym wszystkim chodzi o władzę i afrodyzjaki. Bo mężczyźni to pochodzą od myśliwych podobno, tak?! No a myśliwy to zaczyna czuć pałer, gdy zobaczy zwierzynę, tak?! I zna te rytuały, wie kiedy gonić, kiedy się zatrzymać. I tak, po bożemu, za mną ganiali w realu. A w necie - nie widzą - to zwierzyna obserwuje i gra. Niepokój rośnie a wraz z nim - podniecenie. Niezdrowe, księdzusiu, oj niezdrowe. A ten czador i moja niewinność konfesyjna... afrodyzjaki... jeszcze podkręciły apetyty.
Jaki z tego morał? Zarówno ja, jak i ksiądz jesteśmy temu szałowi winni. Czas na pokutę. Niech dupa coś wymyśli!
Ament

1 komentarz:

  1. Świt to doskonała pora. Poranne mgły unoszą się lekko ponad łąkami. Pierwsze ptaki rozpoczynają swoje śpiewy przytępiając nieco moja uwagę. Las chowa groźne cienie wśród rozjaśnionych bladym słońcem koron drzew.
    Nagle usłyszałem szelest w pobliskim młodniku. Coś przedzierało się przez młode sosny. Każdy nerw, każdy zmysł napięty do granic możliwości skupiłem na dzwiękach, ruchu i zapachu. Lekko wilgotne dłonie same zaciskają się na broni. Jeszcze chwila a z lasku powinna wyjść zwierzyna. Zadrżał pobliski krzew, złożyłem się do strzału. Z lasu wyszła młoda dziewczyna i w ostatniej chwili opuściłem broń. Szła powoli szukając grzybów. Nie widziałem jej twarzy ale mózg pobudzony adrenaliną podpowiadał najprzeróżniejsze rozwiązania. Juz zamiarzałem wstać i cicho podejść gdy nagle się odwróciła. Jej twarz osadziła mnie na miejscu. Nie warto było wstawać.
    PS
    Internet - nadzieja, napięcie, rozczarowanie:)

    OdpowiedzUsuń