niedziela, 20 czerwca 2010

Pies wyborczy i szatani

Księże dobrodzieju, robiłam dziś z moim psem sondaż wyborczy, bo to pies na kaczki jest i jak tylko wyniucha ptasie feromony, zaczyna mu lecieć ślina z pyska.
Ja nie wnikam, czy on tak z miłości zmysłowej, czy z miłości kulinarnej - z psiaka jest po prostu stuprocentowo skuteczna maszyna sondażowa. Niech ksiądz słucha - chcieli go nawet kiedyś ode mnie kupić jacyś ludzie z OBOP-u, ale nie oddałam zwierzaka na zmarnowanie. Jak sobie wyobraziłam: on się tak podnieca, gdy wywęszy dziczyznę, tak cierpi nie mogąc dać ujścia swoim żądzom... Praca w takiej firmie wykończyłaby biedaka. Wiem coś o tym, bo w poprzednim życiu pracowałam w show businessie i zeszło mi się z podniecenia...
Ale do sprawy: mam tu, proszę księdza, świeżutkie psie badania. Wynika z nich, że... no właśnie... przy spowiedzi jeśli powiem, to nie złamię ciszy wyborczej, prawda?!
(fragment usunięty przez PKW - łamanie ustawy)
Proszę księdza... co ksiądz? Jestem oburzona... nie pierwszy raz się spotkałam z diabłem w kościele, ale to już przesada - psa mam otruć? Za co! Za szczekanie prawdy? Naskarżę Jezusowi, zobaczysz, ty capie!
I niech mi tu nie wymachuje krucyfiksem, bo jak psa spuszczę...
Ament.

3 komentarze:

  1. No proszę, żeby nawet w konfesjonale... :) A u nas tylko jedna taka zakonnica nazwiskami na mszy rzucała. Szkoda, ze ja z psem do kościoła nie chodzę, bo bym poszczuł bez wahania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewna Pani ma charakter! Może ona na prezydentkę nastepnym razem, tyle inwencji...:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Psa na szefa SMG KRC!!! Trallalinka

    OdpowiedzUsuń