Pochwalony... No niech się ksiądz nie krzywi, że to znowu ja - wierna ma prawo do głoszenia swoich poglądów a wczoraj to mnie ksiądz naprawdę zdenerwował, takie rzeczy...
Ale - bez urazy - przychodzę tu, bo nagrzeszyłam w pewnym sensie przez księdza. A skoro tak - to mi się należy lżejsze potraktowanie. Niech się klecha poczuwa do odpowiedzialności! No.
To powiem, jak było... Jak stąd wyleciałam, taka mnie furia wzięła, że się postanowiłam jakoś odgryźć wyborczo.
W pewnym sensie ja i mój nieboszczyk mąż na zawsze będziemy jednym (pamięta ksiądz - ja go tak jakby zjadłam - spowiadałam się z tego ze dwa tygodnie temu).
A pomysł był prosty jak świński ogon: będę jego cielesną reprezentacją w tych metafizycznych wyborach. Przebiorę się w jego ciuchy, wyciągnę dowód z szuflady i za niego się stawię w obwodowej komisji wyborczej. Wiem na kogo by zagłosował, bo zawsze mnie kochany słuchał jak należy.
Tak zrobiłam - wszystko szło jak po maśle aż do czasu, gdy znalazłam się za kotarką. Tam moja ręka, poddana sile piekielnej, zamiast zakreślić Niewymarzonego Kandydata, zakreśliła złośliwie Kandydata Bez Brata! Ksiądz sobie wyobraża?! To jeszcze nic - z moich ust wyrzucona została taka rymowana klątwa:
Babo podstępna i zła
będziesz w piekle żyła
jako ja z tobą miałem
ale się nie odzywałem.
Trochę jeszcze mimowolnie pohuczałam, spociłam się przy tym na zimno. Aż minęło...
Nie powiem - stracha miałam, bo mnie małżonek nigdy tak nie terroryzował za życia, ale gdy już zmówiłam trochę zdrowasiek i wróciła mi jasność umysłu - włożyłam sobie kartę do głosowania w gacie i uciekłam z tego przeklętego miejsca...
I co ksiądz na to? Bo mnie już nie dziwi ten wynik: po mojemu to zemsta umarłych na biedakach pozostałych na tym padole łez!
Ament.
poniedziałek, 21 czerwca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz