Wykupiłam dziś wycieczkę last minut do Iranu. Zabieram spory nadbagaż, składający się głównie z kamieni. O Jezu, znów te oczy ksiądz robi... Czy kiedyś wreszcie przestanie ksiądz wydziwiać, gdy przychodzę do tego konfesjonału?! Mogę liczyć na odrobinę zrozumienia? Jestem tak pewna, jak jestem panią, że klecha by się nie dziwił, gdybym wiozła walizkę kosmetyków, albo dwie tony ciuchów, co?!
Niech się ksiądz nie obraża, ale szowinista z księdza.
Jadę na na ten bliski wschód na all inclusive - będę sączyć drinki, jeść przynajmniej pięć dużych posiłków dziennie, moczyć ciało w ozonowanym basenie i uczestniczyć we wszystkich możliwych atrakcjach dla gości z zachodu. Wiem, co mówię - jeżdżę co roku. Ci uroczy młodzi animatorzy, wyginający się w jogistycznych pozach dla nas, turystek nie pierwszej świeżości, te wysublimowane do granic smaku, wieczorne show z obowiązkowymi sprośnymi konkursami, fakirami i jadowitymi zwierzętami. Ach... Aż chce się żyć i tyrać cały rok, dla tych przewidywalnych chwil na pokładzie pięciogwiazdkowej arki przymierza.
Oj tam, oj tam... żeby ksiądz wiedział, że arki - dookoła ocean szarii, muzułmańskiego wodopoju, w którym upijają się wyznawcy Mahometa.
Niech ksiądz nie mówi, że na teologii nie uczyli. Choćby w kontekście: dlaczego nasza wiara lepsza od każdej innej. Nie pamięta klecha?
Szariat to takie prawo kanoniczne w ichnim wydaniu, co mówi jak żyć na chwałę życia wiecznego. Tak. I takie tam pogaduchy proroka, ich duchowni (którzy - a jakże - są facetami) sobie pointerpretowali i wyszło z tego niezłe szaleństwo.
No, oczy się księdzu świecą, tak... też byście tak chcieli. Na szczęście w naszym pięknym kraju klecha tylko mnie wyzywa czasem, że powinna na stos iść, ale jakoś do podpałki nieskory. A tam - na przykład mężulkowi się baba znudzi - to po czterech miesiącach "separacji" może na legalu przegnać na cztery wiatry. Nic, że dzieci, że oddana, wierna - zła baba, skoro mąż ziewa, zamiast wzwodzić i płodzić. A jak kobiecina się opiera, to taki powoła świadków, że zdradziła i każdy szariatowy sąd taką skaże na śmierć przez ukamienowanie. I po kłopocie. Można brać nową.
Dobrze, że mnie nie słyszą teraz, sukinkoty, jak tu gadam do księdza, bo by na mnie nałożyli klątwę, niechybnie wytropili i załatwili bez zastanowienia, jako niższą formę życia.
Ale - do sprawy... Księżulku, ja tu pod kościołem zaparkowałam z tymi kamieniami i mam prośbę o poświęcenie ich. Drugie dno mojej wycieczki jest bowiem takie, że jadę na krucjatę, jak nasi nieustraszeni przodkowie! A co? Nie jestem mniej wierząca w chrystusowe dzieło, niż te zakute łby!
Co zobaczę dziada podejrzanego, to go w łeb zdzielę takim świętym kamieniem. Może się nawróci?! A jeśli nie - to może chociaż przewróci?!
Ament.
środa, 7 lipca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
ale czy aby na pewno będzie się Pani chciało z basenu wyłazić, z posiłków i drinków rezygnować (nie wspominając o fakirach i sprośnych konkursach), po to żeby kamieniami ciskać?
OdpowiedzUsuńczas wycieczki w "raju" przemija nieubłaganie...
a przecież kamieniami można pociskać i na swoim podwórku!
i dodatkowa zaleta - nie trzeba odprawiać, za nagbagaż płacić...
proszę się jednak zastanowić!